Carpe diem
March 3, 2021Bazgranie czy wydrapywanie, upamiętniających podmiot wydrapujący, napisów na ławkach czy cegłach muru, to obyczaj istniejący (z pewnością) nie od przedwczoraj. Mam w pamięci kilka takich inskrypcji, na które natknąłem się zwykle gdzieś na ścianach zabytkowych kościołów w Polsce, Niemczech czy Włoszech. Jeśli tylko wierzyć w ich autentyczność, a niby czemu nie, to każdorazowo uświadamiałem sobie, że mimo upływu setek lat ludzie mają ciągle te same potrzeby i pomysły.
W poprzednim, opublikowanym na blogu wpisie, zapowiedziałem powrót na Podlasie w poszukiwaniu inspirujących scenerii. Obserwując prognozy pogody i widząc nadejście rychłego ocieplenia, mogącego istotnie zmienić zimowy krajobraz nie tylko wschodniej Polski, spakowałem sprzęt i wybrałem się w podróż. Dzień był słoneczny i bardzo rześki. Celem moich eksploracji miało być kilka podlaskich wsi. Podobnie jak poprzednio, pojechałem w kierunku Siedlec i Sokołowa Podlaskiego. Jadąc drogą krajową numer 66 i mijając Drohiczyn, tuż za nim droga zbliża się do wijącego się, niby wąż, Bugu. Na jednym z zakoli rzeki przygotowano parking, a także wiatę biwakową z widokiem na meandrujące wody czwartej najdłuższej rzeki w Polsce. Postanowiłem na krótką chwilę zatrzymać się w tym miejscu.
W czwartkowe lutowe przedpołudnie na parkingu pusto. Po wyjściu z samochodu w oddali widzę jakichś śmiałków, drepczących po zamarzniętym i przykrytym śnieżnym puchem Bugu. Krótki spacer po okolicy, kilka zdjęć w tą i tamtą stronę. Wchodzę pod biwakową wiatę, która służy nie tylko jako schronienie przed deszczem, ale także taras widokowy. Rozglądam się dookoła i na ścianie dostrzegam taki napis:
Bez wulgaryzmów, o dziwo. Nie ma też wyznań w stylu “Kasia kocha Jasia”, czy “Gruby tu był”. Jest konkret: “w tym miejscu cieszymy się życiem”.