Gdzie, jak nie…

Spotkałem się gdzieś z teorią, że Włochy albo się kocha, albo nienawidzi. Zaryzykowałbym jednak stwierdzenie, że obydwa te stany te mogą występować równolegle, a w każdym razie mogą istnieć w sposób nie wpływający na wzajemne wykluczanie się tych skrajnych odczuć i przekonań.

Bo mimo doprowadzającej do szewskiej pasji nonszalancji drogowej mieszkańców tego kraju, zauważalnej już od chwili przekroczenia granicy państwa, wszechobecnego bałaganu i to niekoniecznie związanego z nieporządkiem czy brudem w przestrzeni publicznej (na to akurat w przeciwieństwie do południa, na północy narzekać nie można), dziwnym podejściem tak prozaicznej kwestii jak tankowanie samochodu (wszechobecne i nie zawsze poprawnie działające stacje bezobsługowe, a gdy musisz zatankować zwykle przytrafia się jakiś problem - to z kartą, to z gotówką - i nie ma kogo poprosić o pomoc), czy idiotycznym wręcz sposobem znakowania dróg (które notabene - za wyjątkiem płatnych autostrad - utrzymywane są w skandalicznym stanie), to gdzie jak nie w Italii znaleźć tyle, a do tego tak pięknych zabytków? Gdzie jak nie we Włoszech wziąć udział w tak nieprawdopodobnej imprezie jak Mille Miglia, będącej prawdziwą esencją klasycznej motoryzacji? Gdzie jak nie jak w tym kraju cieszyć oczy pięknymi widokami różnorodnych krajobrazów, a nos i podniebienie raczyć zapachem i smakiem “caffe”, czy przegenialnej pizzy? :)

Na zdjęciu kadr wykonany we wcinającym się półwyspem w głąb Jeziora Garda miasteczku Sirmione. Widok w kierunku Monte Baldo i okolicznych gór.

Using Format